To brzydkie słowo na „k”

Jeszcze kilka tygodni temu narzekałam, że mam za dużo pracy. Że mi się nie chce, że nie wszystkie zlecenia budzą we mnie pasję i entuzjazm. Że trzeba iść do sklepu, załatwić sprawę w urzędzie, spotkać się z kimś, choć zupełnie nie mam na to ochoty.

 

Dzisiaj tęsknię za tymi „problemami” jak szalona. Boję się, że za chwilę moje zarobki staną się znacznie słabsze. Albo że w ogóle nie będę miała jak zapłacić za ZUS.

Tęsknię za chwilami, kiedy nie baliśmy się wychodzić z domu. Kiedy na widok drugiego człowieka nie oddalaliśmy się na bezpieczną odległość. Gdy nie miałam potrzeby sprawdzania co chwilę najnowszych wiadomości i nie dowiadywałam się codziennie, jak wiele osób zachorowało, a jak wiele zmarło.

Jednego dnia wierzę, że razem to wszystko pokonamy i już w miarę niedługo wrócimy do względnej normalności. Innego drżę z niepokoju o mojego męża i rodziców, którzy codziennie muszą chodzić do stacjonarnej pracy, o innych bliskich, o mój kraj, o cały świat (bo przecież gdyby ktoś mnie, zapytał, kim jestem, to prawdopodobnie powiedziałabym, że „obywatelką świata”). Jestem przerażona tym, co się dzieje w moich ukochanych Włoszech. Moja koszulka z napisem „I’d rather be in Italy” wygląda teraz jak ponury żart. Trudno mi uwierzyć, że kiedykolwiek znowu będzie jak dawniej.

W takich chwilach uświadamiam sobie, ile wspaniałych rzeczy i drobnych luksusów kryło się w moim dotychczasowym, spokojnym i wręcz do bólu zwyczajnym życiu. Jeszcze kilka tygodni temu zdarzało mi się chadzać z mężem na obiadki do restauracji, a kiedy sąsiad z wiertarką dawał mi się we znaki, uciekałam do pobliskiej kawiarni. Chodziłam do sklepu niemal codziennie, bo skończył mi się jakiś jeden składnik lub zachciało mi się czekolady. Albo po prostu chcieliśmy zjeść świeże pieczywo. Kiedy miałam ochotę na wyjście do kina, rezerwowałam bilety online i już po kilkunastu-kilkudziesięciu minutach mogłam wygodnie zasiąść w fotelu i rozpocząć seans. Szłam na spacer, nie zastanawiając się nad tym, ile osób mnie otacza i czy któraś z nich przypadkiem nie kicha. Co trzy tygodnie chodziłam na manicure hybrydowy do ulubionego salonu i kompulsywnie wypożyczałam oraz pochłaniałam książki z biblioteki. Przeglądałam strony z tanimi biletami, planując kolejne wakacje. Spotykałam się z przyjaciółmi, odwiedzałam rodziców.

Tak było jeszcze tydzień temu, a ja mam wrażenie, że to wszystko działo się w jakimś innym życiu.

Te wszystkie cudowności tworzyły moją codzienność, a ja nawet nie zawsze je dostrzegałam. W końcu były takie zwyczajne i oczywiste, prawda?

Obecna sytuacja w kraju i na świecie pozwala docenić rzeczy, które do tej pory przemykały niezauważone, a nawet czasami prowokowały do narzekania. Mam nadzieję, że kiedy wrócimy do tego, co było kiedyś, już nigdy nie zapomnimy, jak wiele mamy. Jakimi jesteśmy cholernymi szczęściarzami.

……………………………………………………………………………………………………………………………………………

Przy okazji chciałabym docenić pracę wielu osób, które z różnych względów nie mogą się teraz zatrzymać, a działają na najwyższych obrotach, by reszta miała po prostu lepiej. Lekarzom i lekarkom, pielęgniarzom i pielęgniarkom, ratownikom i ratowniczkom, farmaceutom i farmaceutkom, kasjerom i kasjerkom, karierom i kurierkom oraz wszystkim innym, którzy tak bardzo nam pomagają. Dziękuję, dla mnie jesteście bohaterami!