Bycie dzieckiem jest przereklamowane

Nie zrozumcie mnie źle. Miałam bardzo fajne dzieciństwo, które wspominam z ogromną nostalgią i łezką w oku. Tęsknię za niektórymi chwilami, nie wspominając już o cudownych osobach, których teraz już przy mnie nie ma… Ale za żadne skarby nie chciałabym znowu być dzieckiem.

 

Dzisiaj Dzień Dziecka. Dzień, w którym mnóstwo ludzi wspomina swoje dzieciństwo i wyraża przekonanie, że wtedy życie było lepsze i prostsze. Nie wiem, czy to ze mną jest coś nie tak, czy to raczej pamięć tych osób szwankuje, ale kompletnie tego nie rozumiem. Może to dlatego, że samej czasami trudno mi się identyfikować z określeniem „osoba dorosła” i nigdy nie stałam się Poważnym Człowiekiem. To ja jestem tą osobą w towarzystwie, która nosi koszulki z Czarodziejką z Księżyca, chodzi do kina na wszystkie nowe animacje, piszczy, kiedy zobaczy ładnego psa i podskakuje, kiedy coś ją bardzo ucieszy. Mało tego, chodzę do tego kina i kupuję t-shirty za własne pieniądze, o które nie muszę nikogo prosić (choć nie przeczę, że jako dziecko myślałam, że w sędziwym wieku trzydziestu jeden lat będę miała ich zdecydowanie więcej). Jako dwudziestoparolatka byłam w studiu „Harry’ego Pottera” w Londynie. Cudowne miejsce, warte każdej złotówki. Nie mam zielonego pojęcia, o co chodzi z tym „przypominaniem sobie, że kiedyś samemu było się dzieckiem”. Halo, przecież to było przed chwilą! Moje Wewnętrzne Dziecko uwielbia tańczyć do utraty tchu, wciąż patrzy na świat z ogromnym zadziwieniem i fascynacją, ale też smuci się na myśl o sytuacjach, w których inni ludzie traktowali je bez empatii i szacunku. A ja nigdy nie miałam problemu z tym, żeby mu na to pozwalać. Więc może różnica między mną a osobami, które tak bardzo tęsknią za dzieciństwem jest taka, że ja go nie idealizuję i dobrze je pamiętam? Jestem wciąż tą samą osobą, tyle że bogatszą w doświadczenia i silniejszą (fun fuct: jakiś czas temu znalazłam u rodziców swoją torbę z gimnazjum. Były na niej piny z uśmiechniętą buźką, z napisem „Każdy inny. Wszyscy równi” oraz z przekreśloną kaczką [tak, jako piętnastolatka żywo interesowałam się polityką]. Wygląda na to, że faktycznie nie zmieniłam się mocno przez tych kilkanaście lat. Niestety, to samo można powiedzieć o kraju, w którym żyję).

 

I właśnie o tę siłę mi chodzi. Czy pamiętacie, jak wrażliwi i słabi byliśmy w tym okresie życia? Ile razy przeżywaliśmy totalny koniec świata? Dorośli często bagatelizują doświadczenia i uczucia dzieci, twierdząc, że one nie mogą mieć „prawdziwych problemów”. Ale przecież dzieci mają kompletnie inne możliwości radzenia sobie z trudnymi sytuacjami, inną sprawczość, nie zdążyły stwardnieć przez lata. Nie jest tajemnicą, że nie przepadam za towarzystwem małych dzieci, ale za każdym razem, kiedy słyszę ich rozdzierający płacz, to trochę łamie mi to serce. Bo wiem, że przeżywają silne emocje, z którymi jeszcze nie są w stanie sobie poradzić. Może nawet ktoś je krzywdzi (w Polsce to niestety wciąż norma), a one nie mogą odwrócić się na pięcie i odejść z toksycznej relacji albo choćby zadbać o swoje granice, bo nie są samodzielne. Kto by chciał czuć się w taki sposób?

Może właśnie w tym tkwi cały szkopuł. Dorośli często postrzegają swoje dzieciństwo z aktualnej perspektywy. Chcieliby doświadczać beztroski, braku konieczności opłacania podatków i ZUS-u oraz mieć codziennie podany pod nos gotowy obiad, zachowując jednocześnie swój dojrzały umysł i doceniając to wszystko z perspektywy dorosłego. Tymczasem cały problem polega na tym, że w dzieciństwie jesteśmy dziećmi. Ja osobiście kompletnie za tym nie tęsknię.

Lubię być dorosła. Nigdy w życiu nie chciałabym wrócić do czasu, w którym nie mogłam decydować o swoim życiu, kiedy ktoś mógł mnie uciszyć, unieważnić to, co mam do powiedzenia. Myślę, że miałam obiektywnie niezłe dzieciństwo, ale po prostu nigdy nie czułam się dobrze w roli dziecka 😉 Swoją drogą, dorosłe kobiety miały kiedyś w społeczeństwie podobną pozycję i chyba jednak im się to nie podobało. Nie chciałabym wrócić do czasu, kiedy randomowy rówieśnik mógł skomentować mój wygląd, całkowicie podkopując moją wiarę w siebie. Kiedy myślałam, że każda porażka to koniec świata. Kiedy jeszcze dobrze nie znałam siebie i nie wiedziałam, jak o siebie dbać. Kiedy nie mogłam poświęcać się swoim pasjom, a szkoła usilnie próbowała zrobić z nas armię przeciętnych we wszystkim klonów bez własnej osobowości. Kiedy musiałam dostosowywać się do świata tworzonego głównie dla ekstrawertycznych osób płci męskiej o chronotypie porannym. Nie mam żadnej z tych cech. Teraz już wiem, że wszystko ze mną OK, ale wtedy wielu dorosłych dawało mi do zrozumienia, że wcale nie. A ja w to wierzyłam, bo przecież oni pokazywali mi świat, a moim zadaniem było ich słuchać.

 

Może dzisiejszym dzieciom jest nieco łatwiej, bo zarówno rodzice, jak i inni opiekunowie i pedagodzy mają większą wiedzę i świadomość. A może to tylko utopia, znana jedynie wąskiemu gronu osób żyjącym w konkretnej bańce (stawiam jednak na to drugie). Tak czy siak, teraz jest ten czas, o którym wszyscy marzyliśmy jako dzieci. Możemy decydować o swoim życiu, głosować w wyborach (zamiast zadowalać się noszeniem politycznych przypinek), dbać o siebie, tak jak chcemy i potrzebujemy, zwiedzać świat, a jeśli mamy na to ochotę, jeść pizzę na śniadanie bez niczyjego pozwolenia, jeździć na kolejce górskiej w lunaparku, aż nam się zakręci w głowie, zaczepiać pieski na ulicy bez obawy, że ktoś będzie się za nas wstydził i nie kłaść się przez całą noc, oglądając filmy i jedząc czekoladę. Albo chipsy. Albo jedno i drugie. I kupić je sobie za swoją kasę. Bo wiecie, że każdy dorosły powinien mieć własne pieniądze? Choćby na waciki. I zdradzę wam sekret: wszystko „za swoje” jest jakieś takie lepsze i daje większą satysfakcję.

Więc dzisiaj, trochę przekornie, namawiam Was do tego, żebyście w Dzień Dziecka celebrowali to, że już dziećmi nie jesteście. I korzystali z tego etapu, ile wlezie, zamiast oglądać się wstecz.

 

_______________________________________________________________________________
Jeśli podoba ci się ten wpis, skomentuj, polub albo udostępnij. A najlepiej wszystko naraz – jak szaleć, to szaleć!