Trzy feministyczne filmy na Dzień Kobiet (i nie tylko)

Tym razem bez zbędnego przedłużania podrzucam wam trzy w miarę nowe filmy rozrywkowe, które poruszają feministyczne zagadnienia i które po prostu warto zobaczyć. Miłego oglądania!

 

Test na przyjaźń

Kiedy siedemnastoletnia Veronica dowiaduje się, że jest w ciąży, nie ma żadnych wątpliwości, że aborcja jest dla niej jedynym sensownym rozwiązaniem. Dziewczyna ciężko pracowała, by móc ubiegać się o miejsce na najlepszych uczelniach, a na dodatek okazuje się, że jej chłopak nie jest tak kochający i odpowiedzialny, jak by się mogło wydawać. Niestety w stanie, w którym mieszka, osoba niepełnoletnia nie może usunąć ciąży bez zgody rodziców. Nastolatka z pomocą przyjaciółki z dzieciństwa musi więc odbyć długą podróż, by legalnie poddać się zabiegowi.

Wiem, że część osób zareagowała sceptycznie na wieść o komedii na temat aborcji. No bo jak to, zabawny film na tak poważny temat?! No cóż, dla mnie ten pomysł to strzał w dziesiątkę. Zwłaszcza, że nikt tu się nie śmieje ani z samego zabiegu, ani z dylematu, przed którym stanęła bohaterka. Przeciwnie: film (który zaklasyfikowałabym raczej jako połączenie kina drogi, komedii kumpelskiej oraz dramatu obyczajowego) stroni od zbędnego dramatyzowania oraz traktuje portretowaną nastolatkę z olbrzymią empatią i wrażliwością, w stu procentach skupiając się na jej perspektywie i po prostu normalizując temat, który od jakiegoś czasu uchodzi za niesamowicie kontrowersyjny (przy okazji polecam wrócić do kultowego „Dirty dancing” z 1987 roku – tam aborcja jednej z pobocznych postaci pojawia się zupełnie w tle, bez oceny, jako normalna część rzeczywistości). Jest trochę zabawnych momentów (tzw. „obrońcy życia” są tutaj wręcz kreskówkowymi czarnymi charakterami), jednak wyraźnie widać, że twórcy zamiast śmieszkować, wolą powiedzieć coś istotnego. Ważną rolę odgrywają relacje międzyludzkie: bohaterki mają szansę zweryfikować zarówno swoje związki z rodziną, jak i przyjaciółmi (okazuje się, że Veronica raczej nie może liczyć na wsparcie aktualnych koleżanek, za to pomocną dłoń wyciąga do niej dawna przyjaciółka, z którą od dłuższego czasu pozornie nic ją nie łączy). Tutaj mała dygresja: polski tytuł „Test na przyjaźń” odwołuje się właśnie do kobiecej solidarności i siostrzeństwa, jednak trafniejsza wydaje się jego oryginalna wersja, czyli „Unpregnant”. Gdzieś przeczytałam, że lepszym tłumaczeniem byłoby „Odciążona” i zdecydowanie coś w tym jest, ponieważ zwraca uwagę na główny temat tej historii, czyli aborcję, która przynosi ulgę i daje wyjście z trudnej sytuacji, w której bohaterka znalazła się nie z własnej winy (w tym wypadku ponosi ją niedojrzały i nieodpowiedzialny partner, który nie poinformował jej o pękniętej prezerwatywie). Interesującym wątkiem jest też różnica perspektyw dziewczyny i chłopaka – ten drugi nie do końca rozumie, z jak wielką zmianą życiową i poświęceniem wiązałoby się dla niej donoszenie ciąży. Wreszcie, uderzająca jest samotność dwóch nastolatek, które muszą same zmierzyć się z poważnym problemem, nie mając wsparcia ze strony dorosłych. Można powiedzieć, że padają ofiarami tabu, jakie narosło wokół tematu aborcji. Dlatego tak bardzo cieszę się, że powstał film, który podejmuje próbę jej normalizacji.

Film można obejrzeć na HBO GO.

 

Moxie

Pojawienie się w szkole nowej uczennicy uświadamia 16-letniej Vivian, jak bardzo seksistowskie jest środowisko, w którym obraca się na co dzień. Nastolatka postanawia zacząć wydawać undergroundowy zin pod tytułem „Moxie”, w którym zachęca pozostałe uczennice do buntu przeciwko licznym przejawom dyskryminacji i molestowania w szkole.

To nie jest żadne arcydzieło. Ale kurczę, jak strasznie żałuję, że takie produkcje nie powstawały, kiedy sama byłam nastolatką! Film bardzo trafnie punktuje przejawy seksizmu w życiu codziennym młodych ludzi: od tworzenia rankingów dziewczyn w szkole (w których koledzy przyznają im takie zaszczytne tytuły jak „Najlepszy tyłek” czy „Najbardziej do wyruchania”), poprzez nierespektowanie ich nietykalności osobistej oraz nagminne przerywanie ich wypowiedzi i traktowanie ich perspektywy jako mniej ważną (co widać choćby po doborze lektur szkolnych), aż po arbitralne ocenianie strojów uczennic przez same władze placówki. Ciekawe jest też to, jak bardzo przezroczyste wydają nam się te codzienne przejawy seksizmu. Często jesteśmy do nich tak przyzwyczajeni, że wręcz ich nie dostrzegamy i nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, że mogłoby być inaczej. W rodzącej się filmowej rewolucji możemy zaobserwować uniwersalne reguły rządzące każdym tego typu ruchem, które można przełożyć m.in. na niedawne protesty kobiet w Polsce. Scenariusz akcentuje znaczenie małych kroków, które mogą przerodzić się w coś większego, kobiecej solidarności, ale również męskiego wsparcia. Podkreśla przy tym, że nikogo nie można zmusić do aktywizmu, a także nie należy oceniać jego zaangażowania – każdy musi sam zdecydować, ile jest w stanie zrobić, jakie koszty jest gotów ponieść dla sprawy, a także jaka forma protestu będzie dla niego najwłaściwsza. Wreszcie, na maksa cieszę się z tego, jak został przedstawiony chłopak głównej bohaterki, który jest dla dziewczyn wręcz idealnym sojusznikiem. Takich materiałów na crushe i wzorców męskości brakowało mojemu pokoleniu (zamiast tego miałyśmy Edwarda włażącego dziewczynie do pokoju przez okno i patrzenie, jak śpi, a także odczuwającego nieustanną żądzę zamordowania jej i pożarcia)! No cóż, lepiej późno, niż wcale.

Film obejrzycie na Netfliksie.

 

Obiecująca. Młoda. Kobieta.

Cassie to atrakcyjna 30-latka, która codziennie po pracy w kawiarni imprezuje w miejscowym klubie. Kiedy już słania się na nogach, zawsze znajduje się miły chłopak, który obawiając się o jej bezpieczeństwo, proponuje jej odwiezienie do domu. Zwykle okazuje się jednak, że uroczy dżentelmeni nie są jednak tak bezinteresowni, jak by się mogło wydawać, zaś chęć pomocy szybko zastępowana jest pokusą wykorzystania ledwo przytomnej dziewczyny. Ale Cassie ma dla nich niespodziankę: w rzeczywistości nie jest pijana, zaś mistyfikacja ma być dla nich nauczką, którą zapamiętają na długo. Jak się szybko okazuje, jej działania stanowią rodzaj zemsty oraz próbę poradzenia sobie z traumą z przeszłości.

Ten film to prawdziwa perełka – jeśli mielibyście obejrzeć tylko jedną z moich propozycji, to rekomendowałabym właśnie tę. Historia przedstawiona w scenariuszu świetnie koresponduje m.in. z książką „Missoula. Gwałty w amerykańskim miasteczku uniwersyteckim”, o której pisałam tutaj. Odnosi się bowiem nie tylko do „towarzyskiej” przemocy seksualnej (czyli takiej, której sprawcą jest ktoś znajomy i pozornie życzliwy, a nie mityczny agresor wyskakujący z krzaków), ale także do chronienia sprawców przez społeczeństwo, dla którego przyszłość „obiecującego młodego mężczyzny” jest warta więcej niż przyszłość „obiecującej młodej kobiety”.

Choć film jest reklamowany jako thriller oraz kino zemsty, nie epatuje przemocą i jest jej w nim dość mało, co może mieć znaczenie do osób o podobnej wrażliwości jak ja, które nie lubią oglądać krwawych scen (przy okazji polecam moją ukochaną stronę Does The Dog Die, na której można sprawdzić, czy w danej produkcji występuje jakiś trigger, od scen gore, aż po obrazy wymiotowania, pająków, klaunów, no i tytułowej krzywdy zwierząt). To nie jest kino eksploatacji spod znaku „rape and revenge”, w którym główny temat jest jedynie pretekstem do pokazania krwi i brutalności. Wbrew pozorom Cassie nie jest żadnym aniołem śmierci, który sprowadza sprawiedliwość na niczego niepodejrzewających mężczyzn. To nie ona jest osobą, której należy się bać. Twórcy koncentrują się przede wszystkim na psychice bohaterki, starając się przy tym wzbudzić w widzach refleksję nad brutalnym światem, w którym rozgrywa się akcja. Bo przecież to jest dokładnie ten sam świat, w którym żyjemy.

Film można zobaczyć w kinach.

 

_______________________________________________________________________________

Dajcie znać, czy przekonałam was do obejrzenia któregoś z powyższych filmów i jak wam się podobały. Oczywiście nie obrażę się też za polubienia i udostępnienia 😉