Początkowo to miał być wpis z filmami, które poprawiają mi humor podczas ponurych, chłodnych miesięcy (których niekwestionowanym królem od lat jest listopad). Ale nie skończyłam go, kiedy było naprawdę zimno, więc uznałam, że szkic przeleży na dysku do przyszłego roku. Niestety, obecna sytuacja zmusza nas do pozostawania w domu nawet teraz, kiedy za oknem widać już pierwsze oznaki wiosny. Mam nadzieję, że wszyscy jesteście odpowiedzialni i faktycznie stosujecie się do zaleceń, bo rozglądając się dookoła, mam wrażenie, że liczba osób, która wzięła je sobie do serca, jest zatrważająco mała.
Tak czy siak, niezależnie od tego, czy po prostu nudzi wam się w domu, czy też potrzebujecie czegoś lekkiego, co odciągnie wasze myśli od zmartwień – mam dla was listę filmów i seriali, które zawsze są w stanie poprawić mi nastrój. Sama wkroczyłam w ten okres izolacji i strachu o zdrowie swoje i najbliższych, czytając książkę pt. „Człowiek z przystępnej cenie. Reportaże z Tajlandii”. I choć jest to pozycja godna polecenia, to raczej nie rekomenduję jej na okres w życiu, podczas którego i tak macie dostatecznie dużo własnych problemów. Czytając o ludzkim nieszczęściu i rozmaitych patologiach mających miejsce w tym skądinąd pięknym kraju, tylko pogrążałam się w przeświadczeniu, że świat jest zły i okrutny. Doszło do tego, że potrzebowałam kilku dni, by dokończyć oglądanie „Harry’ego Pottera i Insygniów Śmierci: Części I” (kto oglądał lub czytał, ten wie, jakie łamiące serce wydarzenie tam następuje), bo przerosła mnie ta niesamowicie ciężka produkcja 😉
Doszłam więc do wniosku, że przynajmniej na razie potrzebuję zwykłego odmóżdżenia. Czytam więc sobie powoli „kryminał na wesoło” i oglądam miłe rzeczy. Co i wam polecam. Na trudne, zaangażowane społecznie dramaty przyjdzie jeszcze pora.
Przy okazji – nie wiem, jak to możliwe, że rekordy popularności biją teraz książki, filmy i seriale o pandemiach oraz końcu świata. Nie oceniam, niech każdy ogląda sobie, co tam chce, ale muszę przyznać, że sama nie sięgnęłabym teraz po tego typu dzieła nawet wtedy, gdyby ktoś mi za to zapłacił…
No dobra, przejdźmy do moich rekomendacji. Pamiętajcie jedynie, że to nie są najwybitniejsze filmy świata (choć nie ma tu też produkcji obrażających inteligencję widza, po których człowiek czuje się brudny i natychmiast usuwa ślad po tej aktywności z pamięci Netflixa), a raczej filmowe odpowiedniki „comford food”. Częstujcie się 😉
Filmy
Legalna blondynka (2001)
Porzucona przez chłopaka Elle idzie na studia prawnicze, by udowodnić mu, że pomylił się co do jej inteligencji i potencjału.
Niekwestionowana królowa produkcji na poprawę humoru. Mówcie, co chcecie, ale ten film ma wszystko: jest uroczy, ma fantastyczną obsadę, obala stereotypy (no dobra, może nie te na temat gejów, które paskudnie powiela w pobocznym wątku, ale z tymi na temat ubranych na różowo blondynek radzi sobie świetnie), ma wciągającą fabułę, fajny morał, a do tego przywołuje uśmiech na twarz jak mało który. No i gra w nim Reese Witherspoon z czasów, w których nikt jeszcze nie podejrzewał, że dostanie Oscara i będzie odnoszącą sukcesy producentką takich perełek jak „Wielkie kłamstewka”.
Zaprawdę powiadam wam: „Legalna blondynka” to dzieło kompletne. Ale nie tykajcie drugiej części, bo to zło, które zdecydowanie zaciera dobre wrażenie.
Kiedy Harry poznał Sally (1987)
Historia wieloletniej znajomości Harry’ego i Sally, którzy początkowo nie pałają do siebie sympatią, jednak z czasem rodzi się między nimi przyjaźń. A może coś więcej?
Jeśli mielibyście obejrzeć tylko jedną komedię romantyczną w życiu, to koniecznie powinien to być właśnie ten film. To jedna z nielicznych tego typu produkcji, w których relacja bohaterów faktycznie ma jakieś fundamenty, a nie jest po prostu „insta love”. No i zawiera kultową scenę w barze, której zwyczajnie nie wypada nie znać.
Zaczarowana (2007)
Zła królowa wyrzuca znienawidzoną księżniczkę z królestwa i zsyła ją na Manhattan, który zupełnie nie przypomina znanego jej, bajkowego świata.
Przecudowna parodia infantylnych księżniczek Disney’a oraz schematów wykorzystywanych w starszych animacjach tego studia. Jeszcze cudowniejsza, młodziutka Amy Adams (a także Idina Menzel w roli drugoplanowej!). Piękne kostiumy, świetna scena muzyczna i niskobudżetowy smok (który nadal wygląda dziesięć razy lepiej niż ten z polskiej ekranizacji „Wiedźmina”).
Piękna i bestia (2017)
Bella decyduje się na zamieszkanie w zamku potwora, by ratować ojca. Z czasem relacja między dziewczyną a bestią ulega zmianie.
Wiem, że ten remake aktorski był raczej krytykowany za to, jak sztampowo podszedł do oryginału. Ale ja uwielbiam zarówno starą animację z lat 90., jak i nową wersję z Emmą Watson. Polecam wszystkim wielbicielom baśni, bo ten seans to wręcz idealny sposób na oderwanie się od rzeczywistości i chwilową ucieczkę w fantastyczny świat.
Nietykalni (2011)
Sparaliżowany milioner zatrudnia do opieki młodego mężczyznę, który właśnie wyszedł z więzienia.
Tak, na poprawę humoru polecam film o sparaliżowanym facecie poruszającym się na wózku. Ale każdy, kto go widział, ten wie, jak bardzo zabawna, a przy tym ciepła i podnosząca na duchu jest ta opowieść. A kto nie oglądał, niech w te pędy nadrabia. Polecam, bo to jeden z moich ulubionych filmów w ogóle.
Jumanji: przygoda w dżungli (2017)
Czwórka przyjaciół znajduje starą grę, która przenosi ich do wirtualnej dżungli.
Sięgając po ten film, byłam co najmniej sceptyczna. Niesłusznie – okazał się świetną, choć niewymagającą rozrywką. Zawsze bardzo doceniam komedie, które są zabawne, a jednocześnie nie uciekają się do tak „wyrafinowanych” metod rozśmieszania widza jak puszczanie bąków czy rzyganie. Od razu uprzedzam fanów oryginału: nową wersję łączy z nim właściwie tylko tytuł oraz charakterystyczny motyw bębnów. Reszta to kompletnie inny pomysł, świetnie dopasowany do naszych czasów.
Miss agent (2000)
Agentka FBI bierze udział w konkursie piękności, by wytropić terrorystę grożącego zamachem.
Lekka komedia kryminalna połączona z satyrą na wybory miss. Brzmi jak książkowy przykład filmu na poprawę humoru, prawda? 😉
Zakochana złośnica (1999)
„Poskromienie złośnicy” Szekspira zamienione we współczesną komedię dla nastolatków. Doktor Stratford nie pozwala młodszej córce, Biance, umawiać się na randki, dopóki nie zacznie tego robić starsza od niej, niezbyt sympatyczna Katarina. Zauroczony Biancą Cameron przekupuje więc szkolnego chuligana Patricka, by umówił się z siostrą jego wybranki.
Po pierwsze: obsada. Heath Ledger, Joseph Gordon Levitt i Julia Stiles jako nastolatkowie? Już samo to trzeba zobaczyć! Nie przeszkadza również fakt, że cała produkcja jest wciągająca, lekka i zabawna. A na napisach końcowych możemy zobaczyć tzw. bloopersy – czemu teraz się już ich nie dodaje? To zawsze były moje ulubione sceny!
Za jakie grzechy, dobry Boże? (2014)
Claude i Marie to ludzie o bardzo konserwatywnych poglądach. Nic dziwnego, że trudno im pogodzić się z tym, iż ich cztery córki… wiążą się z mężczyznami o innym pochodzeniu oraz wyznaniu.
Polecam wszystkim tym, którzy lubią śmiać się ze stereotypów i uprzedzeń. Być może dla niektórych ten temat będzie lekko triggerujący, ale ja (jako przeciwniczka wszelkiej dyskryminacji) obśmiałam się jak norka.
Harry Potter, części I-III
W dniu jedenastych urodzin Harry dowiaduje się, że jest czarodziejem i został przyjęty do szkoły magii.
Przyznaję, że jestem nieobiektywna, bo książki o Harrym to lektura mojego dzieciństwa. Ekranizacje nie są może doskonałe, ale mają cudowny klimat, obsadę i muzykę. To wystarcza, by przenieść nas w zupełnie inny, magiczny świat i pozwolić na chwilę zapomnieć o tym, co dzieje się za oknem. Polecam tylko trzy pierwsze części z pełną premedytacją – później zaczyna się robić znacznie mroczniej, a trup z każdym kolejnym filmem ściele się coraz gęściej.
Kopciuszek (2015)
Po śmierci ojca Ella zostaje zdegradowana przez swoją macochę do roli służącej. Wszystko zmienia się wraz z królewskim balem i wizytą wróżki chrzestnej.
Tej historii oczywiście nie trzeba nikomu przedstawiać, bo każdy z nas zna ją od dzieciństwa. Polecam tę ekranizację: jest poprowadzona w klasyczny sposób (choć z małymi udoskonaleniami dotyczącymi fabuły), przepiękna wizualnie, a do tego doskonale obsadzona i zagrana. Uwielbiam Lily James – co prawda zakochałam się w niej dopiero podczas oglądania drugiej części „Mamma Mia” (której jest zdecydowanie najjaśniejszym punktem), ale jako Kopciuszek też jest wspaniała.
Zacznijmy od nowa (2013)
Historia współpracy młodej piosenkarki oraz zrezygnowanego producenta muzycznego.
Pierwsza hollywoodzka produkcja reżysera mojego ukochanego „Once”. Keira może nie jest wybitną piosenkarką (przyznaję, że jej wokal był dla mnie najsłabszym punktem tego filmu), jednak piosenki wpadają w ucho, a całość jest lekka, bezpretensjonalna i podnosząca na duchu.
Czarownica (2014)
Historia Śpiącej Królewny, tym razem opowiedziana z perspektywy złej czarownicy Maleficent. A może to wcale nie ona jest czarnym charakterem tej opowieści?
Uwielbiam takie retellingi, które wywracają do góry nogami wszystko, co dotychczas wiedzieliśmy o danej fabule. Ten w dodatku jest pięknie zrealizowany: bardzo podoba mi się świat stworzony na potrzeby tej produkcji, a Angelina Jolie sprawia wrażenie, jakby urodziła się właśnie do roli Maleficent. W całej opowieści pobrzmiewa motyw girl power oraz przekaz, że księżniczka wcale nie potrzebuje księcia, który ją uratuje. Druga część była bardzo rozczarowująca (nie mam zielonego pojęcia, po co ją nakręcono), ale pierwsza daje radę pomimo upływu lat.
Kraina Lodu (2011)
Posiadająca magiczne moce Elsa sprowadza na swoje królestwo wieczną zimę. Anna wyrusza na poszukiwanie siostry, by odczynić zły czar.
Elsa i Anna to księżniczki Disney’a nowej generacji: są silne, samowystarczalne, a przy tym niepozbawione wad i jakieś takie bardziej ludzkie. Nie szukają na siłę miłości, a najważniejszą relacją jest dla nich ta siostrzeńska. Film ma fajny morał: bycie sobą jest spoko. Inność też jest spoko. Nie spoko jest za to zmuszanie kogoś do ukrywania tego, kim jest naprawdę. No a „Let it go” to prawdziwy hicior, który trudno wyrzucić z głowy jeszcze dłuuugo po seansie.
Jedz, módl się, kochaj (2010)
Nieszczęśliwa Elizabeth Gilbert postanawia wziąć rozwód i wyruszyć w roczną podróż do Włoch, Indii oraz Indonezji.
Niestety prawdziwe podróże jeszcze przez jakiś czas będą poza naszym zasięgiem, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy napawali się pięknymi widokami na ekranach naszych telewizorów i komputerów. Dla mnie historia Liz (oparta zresztą na faktach) to prawdziwa inspiracja do brania życia w swoje ręce (nawet jeśli wszyscy dookoła są temu przeciwni), sięgania po własne marzenia, a także podróży nie tylko po świecie, ale przede wszystkim w głąb siebie.
Kot Bob i ja (2016)
Uzależniony od narkotyków uliczny sprzedawca gazet James Bowen spotyka kota Boba, który stanie się jego najwierniejszym przyjacielem i zmieni całe jego życie.
Kolejna ekranizacja autobiograficznej książki, która podnosi na duchu i daje nadzieję, że na świecie dzieją się też dobre rzeczy (o czym tak łatwo zapomnieć w obecnej sytuacji). Oglądając, ma się bardzo silne odczucie, że skoro James dał radę podźwignąć się z dna i tak diametralnie zmienić swoją rzeczywistość, to my wszyscy też możemy przenosić góry. Gratką dla fanów mruczących sierściuchów jest fakt, iż w części scen rolę kota zagrał… prawdziwy Bob. Który, nawiasem mówiąc, jest super słodki, nie można od niego oderwać oczu.
Obłędny rycerz (2001)
Giermek William postanawia udawać rycerza, by wziąć udział w turnieju rycerskim.
Akcja niby dzieje się w średniowieczu, ale nie brakuje tu niemal teledyskowych ujęć i bardzo współczesnej muzyki. Nie zgadzają się też stroje i fryzury. Ale tak zdecydowanie miało być! Film jest lekką komedią o spełnianiu własnych marzeń, sile przyjaźni i przekraczaniu ograniczeń narzuconych przez społeczeństwo. Ogląda się to jak dramat sportowy lub jeden z tych filmów o tańcu, w których wszystko dąży do tej jednej, ostatniej sceny zawodów czy konkursu… ale z przymrużeniem oka.
Pamiętnik księżniczki (2001)
oraz Pamiętnik księżniczki II: Królewskie zaręczyny (2004)
Nastoletnia Mia dowiaduje się, że jej zmarły ojciec był następcą tronu małego, europejskiego państewka, a ona sama w przyszłości zostanie królową.
Mia to chyba pierwsza nowoczesna księżniczka Disney’a (która daje czadu zwłaszcza w drugiej części, w której – spoiler! – udaje jej się zmienić seksistowskie prawo). Film jest lekki, przyjemny i przywołuje wielkiego banana na twarzy. Idealny na wieczór pod kocem z gorącą czekoladą i popcornem.
Iluzjonista (2006)
Wiedeń, początek XX wieku. Syn rzemieślnika, iluzjonista Eisenheim stara się o względy arystokratki, która jest narzeczoną austro-węgierskiego księcia.
Po przypomnieniu tego filmu stwierdzam, że nie zestarzał się tak dobrze, jak się spodziewałam, ale wciąż daje radę jako rozrywka na wieczór w dość wyjątkowym klimacie. Trochę taka bajka dla dorosłych (chociaż ja tam nie uważam, że animacje są tylko dla dzieci).
Holiday (2006)
Dwie nieznające się kobiety, pragnąc oderwać się od swoich problemów, zamieniają się domami na czas świąt. W ten sposób Iris ląduje w słonecznym Los Angeles, a Amanda na pokrytej śniegiem angielskiej wsi.
Niby film świąteczny, ale moim zdaniem poprawia humor niezależnie od pory roku 😉 Doborowa obsada (Kate Winslet! Jude Law!) i super urocze historie, wcale nie wyłącznie romantyczne. To jest jedna z tych produkcji, które mogę oglądać tysiąc razy i nigdy mi się nie nudzą.
Bajecznie bogaci Azjaci (2018)
Amerykanka Rachel Chu jedzie wraz ze swoim chłopakiem Nickiem Youngiem do Singapuru, by wziąć udział w weselu jego przyjaciela. Dopiero tam dowie się, z jak bogatej rodziny wywodzi się jej ukochany.
Jeśli myślicie, że Blair Waldorf i Chuck Bass z „Plotkary” byli bogaci, koniecznie musicie zobaczyć, co się odstawia w tej produkcji. Nie jestem pewna, co takiego ma w sobie ten film, ale widziałam go już dwa razy i za każdym razem były to dla mnie dwie godziny świetnej rozrywki. Może po prostu miło jest popatrzeć na ładnie ubranych ludzi i wystawne wnętrza (właśnie tak moja babcia tłumaczyła swoją miłość do „Mody na sukces”)? A może chodzi o to, jak sympatyczna jest para głównych bohaterów? A może lubimy piosenki, które już gdzieś słyszeliśmy, a historia Rachel dziwnie przypomina opowieść o współczesnym Kopciuszku? No cóż, nieważne. Ważne, że film doskonale się nadaje do czystego, niczym nieskrępowanego eskapizmu, którego tak bardzo teraz potrzebujemy.
Do wszystkich chłopców, których kochałam (2018)
oraz Do wszystkich chłopców: P.S. Wciąż cię kocham (2020)
Za każdym razem, gdy Lara Jean zakochuje się w jakimś chłopaku, pisze do niego list, a później ukrywa go w sekretnym pudle. Pewnego dnia jednak zostaje ono skradzione, a wszystkie wiadomości jednocześnie trafiają do adresatów.
Z filmami Netflixa bywa różnie. W pewnym momencie serwis zaczął stawiać nie tyle na jakość, co na ilość, co dało skutek w postaci zalewu kiepskich lub w najlepszym razie mocno średnich filmów napisanych i nakręconych „na kolanie”. Od jakiegoś czasu jednak coraz częściej wypuszcza również powszechnie chwalone perełki, takie jak „Roma”, „Klaus” czy „Historia małżeńska”. Dwie powyższe produkcje według mnie… nie pasują do żadnej z tych kategorii. Owszem, nie są to arcydzieła ani filmy szczególnie ambitne, jednak reprezentują znacznie wyższy poziom niż choćby słynna już seria „Świąteczny książę”, której nie da się oglądać inaczej niż dla beki. Obie części „Do wszystkich chłopców” to nieco naiwne, ale urocze filmy o nastolatkach. W dodatku, co ciekawe, nie znajdziemy w nich tych najbardziej wkurzających tropów znanych z komedii romantycznych, takich jak konflikty z powodu durnych nieporozumień i faktu, że bohaterowie w ogóle ze sobą nie rozmawiają czy diaboliczny były partner, którego można krzywdzić, bo jest ZŁY.
Seriale
Przyjaciele (1994-2004)
Perypetie szóstki przyjaciół mieszkających w Nowym Jorku.
Klasyk nad klasyki, pierwowzór wielu sitcomów, które pojawiły się później. Trochę trąci myszką (niektóre żarty dzisiaj wydają się mocno niestosowne, a kreacje z pierwszego sezonu oglądane dzisiaj mają potencjał komediowy same w sobie), ale to wciąż mój ulubiony serial na poprawę humoru, który pozostaje tak samo zabawny od pierwszego do ostatniego odcinka. A to rzadkość.
Współczesna rodzina (2009-2020)
Codzienne życie nowoczesnej rodziny: nestora rodu Jay’a, który po rozwodzie poślubił znacznie młodszą od siebie Kolumblijkę Glorię, a także jego córki Claire, mężatki z trójką dzieci oraz syna Mitchella, który wraz z partnerem wychowuje adoptowaną w Wietnamie córeczkę.
Propozycja dla wszystkich tych, którzy szukają naprawdę zabawnego serialu komediowego w krótkich, ok. 20-minutowych odcinkach, ale mają alergię na „śmiech z puszki”. Właśnie oglądamy go z mężem po raz drugi i ponownie przekonujemy się, jaki jest wciągający, zabawny i prawdziwy, a przy tym relaksujący i podnoszący na duchu.
Kochane kłopoty (2000-2007)
Lorelai samotnie wychowuje szesnastoletnią córkę. Ze względu na stosunkowo niewielką różnicę wieku (Rory przyszła na świat, kiedy jej matka była nastolatką) relacje między bohaterkami chwilami bardziej przypominają kontakty przyjaciółek, niż rodzica i dziecka.
Wiem, że niemal wszyscy znali ten serial już od bardzo dawna, ale ja dopiero w tym roku postanowiłam go nadrobić i muszę przyznać, że wciągnął mnie bez reszty. Niestety, w ostatnich dwóch sezonach produkcja traci część swoich największych zalet: dialogi stają się jakby mniej błyskotliwe, bohaterki już nie są aż tak sympatyczne, a fabuła niepotrzebnie skupia się na ich sercowych rozterkach, które wcześniej nie były aż tak eksponowane. Jednak pierwsze sezony to prawdziwa petarda, która rozgrzewa serduszko i zapewnia frajdę na wiele wieczorów.
Wspaniała pani Maisel (2017-)
Lata 60., USA. Zdradzana żona postanawia rozpocząć karierę jako stand-uperka.
Kolejne dzieło twórczyni „Kochanych kłopotów”, w którym również możecie liczyć na szybkie, super inteligentne i pełne ciętego humoru dialogi. Warto oglądać choćby dla cudownej chemii dwóch głównych bohaterek (Midge Maisel i jej menedżerki, Susie) oraz przepięknych kostiumów.
Dziewczyny nad wyraz (2017-)
Jane, Kat i Sutton pracują w redakcji magazynu dla kobiet „Scarlet” inspirowanego „Cosmopolitanem”.
Dla mnie to właśnie ten serial jest prawdziwym następcą „Seksu w wielkim mieście”. W produkcji znajduje się miejsce nie tylko na prawdziwą, kobiecą przyjaźń, relacje romantyczne i piękne stylizacje, ale również poważne kwestie, takie jak tożsamość seksualna, rasizm, homofobia, molestowanie czy problemy zdrowotne (mały spoiler: jedna z bohaterek ma mutację BRCA, który w przyszłości może stać się przyczyną raka piersi lub/i jajników, w związku z czym w bardzo młodym wieku musi podjąć decyzję dotyczącą posiadania potomstwa). Wbrew temu opisowi i mimo podejmowania tak trudnych tematów, całość jest niezwykle sympatyczna i podnosząca na duchu.
Brooklyn Nine-Nine (2013-)
Perypetie grupy detektywów pracujących na jednym z nowojorskich posterunków policji.
Jeden z najbardziej pozytywnych seriali komediowych ostatnich lat. W tej ekipie każdy jest kompletnie inny, ale nikt nikogo nie próbuje na siłę zmienić. Przedstawione relacje są wiarygodne, nieidealne, ale ciepłe i serdeczne. No i jest tu kapitan Holt – to jest taka postać, która nie musi nic robić, żebym zrywała boki ze śmiechu.
One day at a time (2017-)
Samotna matka kubańskiego pochodzenia wychowuje dwójkę nastoletnich dzieci z pomocą ekscentrycznej mamy.
Są osoby, które krytykują ten serial za „polityczną poprawność”, ale dla mnie ta wrażliwość na problemy społeczne jest jedną z jego największych zalet. Trudno nie zakochać się również w babci granej przez bezbłędną Ritę Moreno. Zresztą, jest to kolejna produkcja o dobrych, miłych bohaterach, którzy starają się nikogo nie krzywdzić i pielęgnują w sobie rzadką cnotę, jaką jest empatia. Nie wiem, co jest w tym serialu, ale co najmniej dwa odcinki doprowadziły mnie do rzęsistych łez, a każdy bez wyjątku sprawia, że zaśmiewam się na głos. Naprawdę polecam na poprawę humoru.
To już wszystko. Mam nadzieję, że ktoś dobrnął do końca i że moje propozycje Wam się przydadzą. A może macie jakieś swoje typy filmów, które przywołują uśmiech na twarzy nawet w tak trudnym czasie jak ten? Dajcie znać, chętnie obejrzę coś nowego.
Jeśli podobał ci się ten wpis, skomentuj lub udostępnij! Będzie mi bardzo miło 🙂